Ostatnio intensywnie zastanawiam się nad tym, jak wyglądałby Wrocław, gdyby zawierucha II wojny światowej ominęła go szerokim łukiem. Czy stałby się drugą Pragą, czy raczej popadającym w ruinę miastem starych kamienic. Z jednej strony żal zapierających dech budowli z czasów Breslau, a z drugiej strony szybkie spojrzenie chociażby na zniszczony Wałbrzych (nietknięty przez bomby!) budzi wątpliwość odnośnie kompetencji Polaków. Włos jeży mi się na głowie, gdy widzę zaniedbane pamiątki po Niemcach – czy mielibyśmy środki na utrzymanie znacznie większej ich liczby?
W wersji optymistycznej Wrocław byłby perłą zachodniej Polski. Urządzone z przepychem bulwary i gotyckie kościoły spoglądałyby wrogo na przechodniów. Plac Grunwaldzki, ulice Powstańców Śląskich i Legnicka na pewno nie świeciłyby pustką. Nowe budynki powstawałyby w stylu osiedla na placu Kościuszki, łącząc miejską zabudowę w jedną, spójną całość. Japończycy wychodziliby zza każdego rogu z zawsze włączonymi aparatami. Podobnie, jak w Pradze pieniądze od turystów napędzałyby lokalną gospodarkę. Sielanka!
W wersji pesymistycznej Wrocław byłby obdrapanym, zapuszczonym miastem, który utracił w zupełności cały przedwojenny urok. Nie jest to wizja nierealna, wystarczy spojrzeć na niektóre miejscowości "ziemi odzyskanych", dopiero teraz zabierających się za ratowanie pozostałych przy życiu zabytków.
Jedno jest pewne – nie ma sensu płakać nad rozlanym mlekiem. Zburzone mury już nie powstaną spod ziemi, czasu nie da się cofnąć. Według mnie obecny Wrocław dostał od historii drugą szansę. Gdy porównam postęp, który dokonał się na przestrzeni 8 lat mojego pobytu w stolicy Dolnego Śląska – nigdy nie uwierzyłbym, że miasto może aż tak szybko ewoluować. A przy tym wciąż być tak przyjaznym i otwartym. A Wy co o tym myślicie?
Jeśli dobrze kojarzę to przedwojenna niemiecka zabudowa ostała się na terenie Ołbina. Okolice ul. Barlickiego wyglądają mało przyjemnie - obdrapane śmierdzące kamienice, sypiące się tynki, mieszkania wysokie, wielkie i zimne.. Choć ich szczegóły architektoniczne wyglądają pięknie znacznie wygodniej mieszkać w przytulnym nowoczesnym mieszkaniu :) Poza tym Polacy i tak by poburzyli "pamiątki po Niemcach" i wprowadzili własne porządki ;)
OdpowiedzUsuńAle właśnie z drugiej strony męczy mnie motyw Pragi, której żadna z ostatnich wojen nie tknęła. Tam jest kilka razy więcej kamienic, i to w całkiem niezłym stanie. I sam tamtejszy prezydent powiedział, że chętnie przeniósłby sobie z Wrocławia kilka budynków ;-)
OdpowiedzUsuńA Szczecin?
OdpowiedzUsuńZ drugiej stony, „tymczasowość” lat powojennych odbiła się bardzo nieciekawie (wystarczy popatrzeć na wille w z Krzyków z okolic „ulic drzewnych”).
W Szczecinie nigdy nie byłem, aczkolwiek od znajomych szczecinian (studiujących we Wrocławiu, co już wiele mówi) nie słyszałem o ich mieście ani jednego dobrego słowa.
OdpowiedzUsuńSzczecin jest dobrym przykładem na to, co by mogło stać się z częścią zabudowy Wrocławia, gdyby przetrwała nienaruszona. Tam na odbudowę stolicy rozebrano rynek (toteż dziś Szczecin nie ma rynku, choć podobno ostatnio zrekonstruowali starówkę, nie wiem, jak to wygląda:)), we Wrocławiu do Warszawy dziennie jechało 100 wagonów cegieł ze zrównanych z ziemią rejonów miasta. A że jeszcze w 1944 we Wrocławiu mieszkało 1 milion mieszkańców, cegieł było dość, by uniknąć rozbiórki zachowanych budynków (co nie znaczy, że parę z nich z różnych powodów - m.in. ze względu na skojarzenia z poprzednimi gospodarzami - się nie ustrzegło... W tej liczbie choćby świetnie zachowany budynek banku, który stał przy dzisiejszym pl. Jana Pawła II). Oczywiście może za rozbiórką stały pojedyncze decyzje, których przy odpowiednim splocie przypadków wcale by nie było. Inna taka decyzja mogła sprawić, że katedra stałaby się trwałą ruiną itd.
OdpowiedzUsuńO Szczecinie nie wiedziałem... W ogóle nie mogę pojąć co doprowadzało do takich decyzji, przecież to podcinanie gałęzi, na której się siedzi.
OdpowiedzUsuńteż tego nie rozumiem. Ale może ludzie, którzy dopiero stracili bliskich za sprawą Niemców, inaczej patrzyli na niemiecką architekturę. Zresztą wtedy ludzie jeszcze nie wiedzieli, jak długo te ziemie pozostaną polskie, czy to nie jest chwilowe. Wielu na pewno tak myślało, jeżdżąc tutaj na szaber albo rozbierając kamienice na odbudowę Warszawy. Choć oczywiście to nie usprawiedliwia takich działań, może trochę pozwala zrozumieć motywacje.
OdpowiedzUsuńA wczoraj w pociągu dowiedziałem się, że wrocławskie cegły szły na odbudowę Poznania, nie Warszawy. Ot, ciekawostka.
OdpowiedzUsuńhm ciekawe...mnie doszło, że codziennie jechało 100 wagonów cegieł do Warszawy właśnie :) może to takie utarte uogólnienie, w końcu cała Polska odbudowywała stolicę :)
OdpowiedzUsuńOK znalazłem : )) większość szła jednak do Warszawy.. fragment "Obce miasto Wrocław 1945 i potem" Gregora Thuma:
OdpowiedzUsuń"Do Warszawy [..] wywożono 90% cegieł z odzysku, podczas gdy sam Wrocław potrzebował ich nie mniej niż stolica. Znad Odry {"importowano" nie tylko zwykłe cegły, lecz również wartościowe części zabytkowych obiektów. [...] Dla zaspokojenia ekonomicznych interesów administracji miejskiej i przedsiębiorstw rozbiórkowych, a także w wyniku kryminalnych machlojek pojedynczych urzędników doszło we Wrocławiu do wyburzenia budynków, a nawet całych ciągów ulicznych, zwłaszcza we wschodniej części Starego Miasta. Została ona wprawdzie bardzo zniszczona w wyniku działań wojennych, ale wciąż nadawała się do odbudowy. Niepotrzebne rozbiórki stały się przyczyną godnych ubolewania strat. Z panoramy miasta na zawsze zniknął m.i. tak imponujący i charakterystyczny obiekt, jak budynek Poczty Głównej przy dzisiejszym pl. Dominikańskim. Zdarzały się też sytuacje groteskowe - rozbierano domy, które dopiero niedawno odbudowano".
W innym miejscu jest mowa o tym, że dla usprawnienia wywózki cegieł do Nowego Miasta (okolice Panoramy Racławickiej) doprowadzono tymczasowo tory kolejowe, które prowadziły do Dworca Świebodzkiego, stąd jechały dalej, wgłąb kraju.
Jest też mowa o tym, że choć większość cegieł szła do stolicy, to jednak miejscem docelowym były też inne polskie miasta - stąd pewnie informacja o Poznaniu.
Temat jest rozległy i ciekawy:)Czekam na kolejne wpisy :))
ciekawe spostrzeżenie, zawsze było mi żal tego czego już nie ma we Wrocławiu. Pewnie gdyby zawierucha wojenna potraktowała nas bardziej łaskawie, było by mi żal tego co bezsensownie niszczeje. Czy mielibyśmy szansę iść tą drogą co Praga? „Obce miasto Wrocław”, ten tytuł chyba najlepiej oddaje jak miasto było traktowane po wojnie. Za to teraz mam wrażenie, że mieszkańcy bardzo, bardzo identyfikują się z Wrocławiem i to bardzo cieszy:)
OdpowiedzUsuń